Kim był Jankiel?
Przed Tobą wybrane cytaty z epopei Adama Mickiewicza na temat drugoplanowego wprawdzie, ale bardzo ważnego bohatera - Jankiela. Na Zielono zaznaczono informacje o jego zarobkowaniu i stosunku do klientów, na niebiesko - o talencie muzycznym Jankiela, a na żółto o jego stosunku do Polski.
W środku
arendarz Jankiel, w długim aż do ziemi
Szarafanie,
zapiętym haftkami srebrnemi,
Rękę jedną
za czarny pas jedwabny wsadził,
Drugą poważnie
sobie siwą brodę gładził;
Rzucając
wkoło okiem rozkazy wydawał,
Witał
wchodzących gości, przy siedzących stawał
Zagajając
rozmowę, kłótliwych zagadzał,
Lecz nie służył
nikomu: tylko się przechadzał.
Żyd stary i powszechnie znany z
poczciwości,
Od lat wielu dzierżawił karczmę,
a nikt z włości,
Nikt ze szlachty nie zaniósł nań
skargi do dworu.
O cóż skarżyć? Miał trunki
dobre do wyboru,
Rachował się ostrożnie, lecz
bez oszukaństwa,
Ochoty nie zabraniał, nie
cierpiał pijaństwa,
Zabaw wielki miłośnik: u niego wesele
I chrzciny
obchodzono, on w każdą niedzielę
Kazał do
siebie ze wsi przychodzić muzyce,
Przy której
i basetla była, i kozice.
Muzykę znał, sam słynął
muzycznym talentem;
Z cymbałami,
narodu swego instrumentem,
Chadzał
niegdyś po dworach i graniem zdumiewał,
I pieśniami,
bo biegle i uczenie śpiewał.
Chociaż Żyd, dosyć czystą miał
polską wymowę,
Szczególniej zaś polubił pieśni
narodowe;
Przywoził
mnóstwo z każdej za Niemen wyprawy,
Kołomyjek z
Halicza, mazurów z Warszawy;
Wieść, nie wiem czyli pewna,
w całej okolicy
Głosiła, że on pierwszy
przywiózł z zagranicy
I upowszechnił wówczas, w
tamecznym powiecie,
Ową piosenkę, sławną dziś na
całym świecie,
A którą po raz pierwszy na
ziemi Auzonów
Wygrały Włochom polskie trąby
legijonów.
Talent śpiewania bardzo na
Litwie popłaca,
Jedna miłość u ludzi, wsławia i
wzbogaca:
Jankiel zrobił majątek; syt
zysków i chwały,
Zawiesił dźwięcznostrunne na ścianie
cymbały;
Osiadłszy z dziećmi w karczmie,
zatrudniał się szynkiem,
Przy tym w pobliskim mieście był
też podrabinkiem,
A zawsze miłym
wszędzie gościem i domowym
Doradcą;
znał się dobrze na handlu zbożowym,
Na wicinnym:
potrzebna jest znajomość taka
Na wsi. Miał także
sławę dobrego Polaka.
On pierwszy
zgodził kłótnie, często nawet krwawe,
Między
dwiema karczmami: obie wziął w dzierżawę;
Szanowali
go równie i starzy stronnicy
Horeszkowscy,
i słudzy Sędziego Soplicy.
On sam
powagę umiał utrzymać nad groźnym
Klucznikiem
horeszkowskim i kłótliwym Woźnym;
Przed
Jankielem tłumili dawne swe urazy
Gerwazy,
groźny ręką, językiem Protazy.
Jankiel go tam posadził. Widać, że szanował
Wysoko bernardyna: bo skoro dostrzegał
Ubytek w jego szklance, natychmiast podbiegał
I rozkazał dolewać lipcowego miodu.
Słychać, że
z bernardynem znali się za młodu,
Kędyś tam
w cudzych krajach. Robak często chadzał
Nocą do
karczmy, tajnie z Żydem się naradzał
O ważnych
rzeczach;
Było cymbalistów wielu,
Ale żaden z nich nie śmiał
zagrać przy Jankielu
(Jankiel przez całą zimę nie
wiedzieć gdzie bawił,
Teraz się nagle z głównym
sztabem wojska zjawił);
Wiedzą wszyscy, że mu nikt na
tym instrumencie
Nie wyrówna w biegłości, w guście
i talencie.
Proszą, ażeby
zagrał, podają cymbały;
Żyd
wzbrania się, powiada, że ręce zgrubiały,
Odwykł od
grania, nie śmie i panów się wstydzi;
Kłaniając
się umyka. Gdy to Zosia widzi,
Podbiega i
na białej podaje mu dłoni
Drążki,
którymi zwykle mistrz we struny dzwoni;
Drugą rączką
po siwej brodzie starca głaska
I dygając:
«Jankielu — mówi — jeśli łaska!
Wszak to me
zaręczyny: zagrajże Jankielu!
Wszak nie
raz przyrzekałeś grać na mym weselu?»
Jankiel
niezmiernie Zosię lubił: kiwnął brodą
Na znak, że
nie odmawia; więc go w środek wiodą,
Podają
krzesło, usiadł, cymbały przynoszą,
Kładą mu na
kolanach. On
patrzy z rozkoszą
I z dumą: jak weteran w służbę
powołany,
Gdy wnuki ciężki jego miecz ciągną
ze ściany,
Dziad śmieje się, choć miecza
dawno nie miał w dłoni,
Lecz uczuł, że dłoń jeszcze nie
zawiedzie broni.
Tymczasem
dwaj uczniowie przy cymbałach klęczą,
Stroją na
nowo struny i próbując, brzęczą;
Jankiel z
przymrużonymi na poły oczyma
Milczy i
nieruchome drążki w palcach trzyma.
Spuścił je.
Zrazu bijąc taktem tryumfalnym,
Potem gęściej
siekł struny jak deszczem nawalnym:
Dziwią się
wszyscy. Lecz to była tylko proba;
Bo wnet
przerwał i w górę podniósł drążki oba.
Muzyk, jakby sam swojej dziwił
się piosence,
Upuścił drążki z palców,
podniósł w górę ręce;
Czapka lisia spadła mu z głowy
na ramiona,
Powiewała poważnie broda
podniesiona,
Na jagodach miał kręgi dziwnego
rumieńca,
We wzroku ducha pełnym błyszczał
żar młodzieńca,
Aż gdy na Dąbrowskiego
starzec oczy zwrócił,
Zakrył rękami, spod rąk łez
potok się rzucił:
«Jenerale — rzekł — ciebie długo
Litwa nasza
Czekała — długo, jak my Żydzi
Mesyjasza…
Ciebie prorokowali dawno między
ludem
Śpiewaki, ciebie niebo obwieściło
cudem,
Żyj i wojuj, o ty nasz!…»
Mówiąc, ciągle szlochał,
Żyd poczciwy Ojczyznę jako
Polak kochał!
Dąbrowski
mu podawał rękę i dziękował,
On, czapkę zdjąwszy, wodza rękę
ucałował.
elop
OdpowiedzUsuń\