Gdzieś mi się podziała? -fragment powieści Janiny Porazińskiej "Kto mi dał skrzydła?"

GDZIEŚ MI SIĘ PODZIAŁA?


( Fragment powieści Janiny Porazińskiej Kto mi dał skrzydła )


   Urszulka coś niedomaga. Nie chce jeść; zawsze taka grzeczna, wesoła - teraz kaprysi. Nie ma ochoty bawić się z siostrami, biegać. Wciska się w kąteczki, pokłada się na ławach.
   Może zaziębiła się w laźni? Może zjadła coś niestrawnego?
   Pani matka szuka ziółek w apteczce. Wojcieszka naparza kwiat lipowy: na zaziębienie pomoże. Naparza dziurawiec: pomoże na brzuszek.
   Ale Urszulce nic nie pomaga. Choroba wzmaga się, główka boli, sił ubywa; nie wstaje już z łóżeczka.
   Konie z czarnoleskiej stajni rozjeżdżają się w różne strony: po medyka, po felczera, po babki wsiowe znające się na chorobach.
   Ojciec, matka, Wojcieszka na zmianę czuwają przy łóżeczku, podają, stosują zalecane leki. Starsze siostry bawią się cichutko.
   Wolno mijają godziny... wloką się dni i noce coraz bardziej beznadziejnie.
   Wszystkie starania, wszystkie wysiłki nadaremne.
   Urszulka umiera.
   Straszny to cios dla ojca i matki.
   Najukochańsza córeczka, rokująca wielkie nadzieje maleńka poetka - leży oto w trumience zimna, sztywna i cicha.
   Trzeba ją oddać ziemi. Zostanie tylko wspomnienie.
   Mijają dni, tygodnie...
   Dla matki praca, tylko bezustanna, do utraty sił praca jest jedną pocieszycielką.
   Pani Dorota zrywa się o świcie i w gorączkowym pośpiechu krząta się po domu, po ogrodzie, dogląda gospodarstwa, szyje dla córeczek, przerabia z Ewą i Polikseną abecadlnik, uczy dziewczynki posługiwania się igłą, uczy pracy na krosnach, zbiera zioła do apteczki, robi zapasy na zimę, porządkuje w almariach, w skrzyniach...
   Nie pozwala sobie ani na chwilę odpoczynku, ani na chwilę spokoju, bo wtedy myśl mogłaby nawrócić do tych strasznych dni walki ze śmiercią o uratowanie ukochanej córeczki!
   Wieczorem pada na łóżko wyczerpana do ostatka i zaraz zasypia snem kamiennym.
   Tego właśnie potrzeba. Jedynie to umęczenie bez wytchnienia sprawia, że nie poddaje się rozpaczy; to umęczenie fizyczne daje jej moralną siłę do przetrwania, do dalszego życia. A przecież żyć musi dla Handzi, Polikseny, Ewy, dla pana męża, co ma niesposobne zdrowie, a teraz, udręczony śmiercią Urszulki, chodzi jak cień.
   Tak jest z matką, inaczej z ojcem.
   Kochanowski nie ucieka od wspomnień, przeciwnie, wciąż chce w nich trwać, wciąż w myślach obcuje z Urszulką, wciąż przywodzi na pamięć jej malutką postać, jej obecność w izbach, jej śmiech, jej głosik śpiewający własne piosenki. Aby nie zatarła się w pamięci, nie zblakła, aby nie stała się cieniem...
   I pisać nie może o niczym innym, tylko o Urszulce. Do niej się zwraca, ją przyzywa, o nią pyta i żali się, i uskarża...

   Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
   Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!
   Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
   Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.
   Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,
   Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.
   Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować
   Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,
   To tego, to owego wdzięcznie obłapiając
   I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
   Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,
   Nie masz zabawki, nie masz rośmiać się nikomu.
   Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
   A serce swej pociechy darmo upatruje.

   Oto Wojcieszka poprała wszytkie dziecińskie sukienki, koszulki, chusteczki, zapaski. Wyniosła je w koszu na dwór i rozwiesiła na płocie, aby w słońcu wyschły.
   Jan to ujrzał, podszedł, przystanął koło płotu, przygląda się, rozpoznaje, wspomina... Ten tu letniczek - to sukienka Urszulki.
   - Pamiętacie, nianiu, jak na ten letniczek wylała sok malinowy? Płakała, że się jej zabrudził. O, jest tu jeszcze ciemniejszy znak. Jak to dobrze, że się nie dał wyprać do ostatka.
   Jużci, Wojcieszka pamięta, ale co odpowie? Gardło ściśnięte, łzy dławią. Więc tylko mocniej roztrzepuje szmatki i niepotrzebnie z miejsca na miejsce przesuwa kosz po trawie.
   I to Urszulki - pasek wyszywany w złote kwiatki i ta chusteczka...

         ...żałosne ubiory
      Mojej namilszej cory!
   Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie?
      Żalu mi przydajecie?
   Już ona członeczków swych wami nie odzieje -
      Nie masz, nie masz nadzieje!
   Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany...
      Już letniczek pisany
   I uploteczki wniwecz, i paski złocone,
      Matczyne dary płone

   Na każdym kroku przychodzą Janowi na myśl wielkie zalety Urszulki, jej miłość do rodziców, usłużność, układanie piosenek... Jakże wcześnie zaczęła rymować! Toć pierwszy wierszyk ułożyła, gdy zaledwie miała trzydzieści miesięcy... O, moje dzieciątko...

[...]   I nie tylko w domu, gdzie obcował z Urszulką, myśli ojciec o niej.
   Wyjeżdża w pole, na łąki, dojrzeć gospodarstwa i tu czy po ziemi, czy wśród obłoków płynących po niebie rozgląda się, jakby szukał, jakby upatrywał, że przecież skądś Urszulka się wychyli, wybiegnie, ukaże się, stanie przed ojcem... Ach, żebyś choć cieniem mignęła mu na ścieżce!

   Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała?
   W którą stronę, w którąś się krainę udała?
   Czyś ty nad wszytki nieba wysoko wniesiona
   I tam w liczbę aniołków małych policzona?
   Czyliś do raju wzięta? Czyliś na szczęśliwe
   Wyspy zaprowadzona?...

   ................................................

   Czy, człowieka zrzuciwszy i myśli dziewicze,
   Wzięłaś na się postawę i piórka słowicze?

   ................................................

   Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była,
   Niżeś się na mą ciężką żałość urodziła?
   Gdzieśkolwiek jest, jesliś jest, lituj mej żałości,
   A nie możesz li w onej dawnej swej całości,
   Pociesz mię, jako możesz, a staw sie przede mną
   Lubo snem, lubo cieniem...

   Pieśni tych o Urszulce - nazwanych "Treny", co znaczy "Żale" - napisał Kochanowski dziewiętnaście.
   [...]   "Treny", te głęboko smutne żale zbolałego serca po stracie dziecka, są nie tylko najpiękniejszym wierszem Jana Kochanowskiego, ale są w ogóle najwspanialszym utworem poetyckim od początków piśmiennictwa polskiego aż do czasów Mickiewicza.
   I choć w czasach Kochanowskiego pisano tylko na tematy obchodzące ogół, choć nie było przyjęte, aby w poezji opisywać swój osobisty ból, i niektórych ludzi nawet zdumiewało, że taki "błahy" temat, jak śmierć małego dziecka, można wierszami opiewać - jednak "Treny" przez swoje głębokie uczucie tak silnie targnęły sercami ludzkimi, że gdy wyszły w druku, zostały zaraz rozchwytane przez czytających.
   Na pierwszej kartce "Trenów" Kochanowski umieścił słowa:

ORSZULI KOCHANOWSKIEJ
wdzięcznej, ucieszonej, niepospolitej
dziecinie, która cnót wszystkich
i dzielności panieńskich początki wielkie
pokazawszy, nagle, nieodpowiednie,
w niedoszłym wieku swoim, z wielkim
a nieznośnym rodziców swych żalem
zgasła - Jan Kochanowski, niefortunny ociec,
swojej namilszej dziewce z łzami napisał.

Nie masz cię, Orszulo moja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wypowiedź ustna - "Skąpiec"

Szanowni, tym razem coś na specjalną prośbę. Obiecałam, więc zrobiłam. Spójrzcie, może się Wam przyda.